Sztuka mówienia prawdy
Autor: Maj , sobota, 2 kwietnia 2011 16:30
Odkąd odstawiłam swoją ukochaną motorolkę nie mam czego słuchać w pociągach. Motorolka był zajebista, mimo, że nie miała dotykowego ekranu, stojaka na napoje ani wbudowanego miecza świetlnego. Kochałam ją miłością sentymentalną i jednocześnie bardzo praktyczną- za przechowywanie moich głupich zdjęć sprzed trzech lat i muzyki, która dawała mi nadzieję.
Nie mam czego słuchać, rzygam chemią, a biologię i fizykę już mniej więcej skończyłam. Więc myślę, żeby nie słuchać pociągowych ekspertów mówiących o świecących japońskich rybach. Wspominam. I zastanawiam się dlaczego wylądowałam tam gdzie jestem i czemu wciąż pałam nienawiścią do otoczenia. Nie to, żeby się nie zmieniało, to już raczej kwestia mojej osobowości.
Odebrano mi moją ulubioną trasę spacerową. Czemu moje widma wszystkie postanowiły iść na ten jeden uniwerek? Przechodząc obok Politechniki spotykam ludzi, których nie chciałabym spotkać.
Kiedy byłam w podstawówce, w drugiej klasie nauczyłam się strasznie kłamać. I to nawet na błahe tematy. Musiałam dostać za to w końcu straszny opieprz, bo potem bardzo długo mówiłam prawdę, nawet jeśli to miało skończyć się dla mnie przykrościami. Zamieniłam się w małego konfidenta.
Teraz, kiedy myślę nad wieloma sytuacjami i podjętymi przeze mnie decyzjami, niejednokrotnie wiem, że należało kłamać. Łgać w żywe oczy i nie patrzeć na interesy innych. Prawda niejednokrotnie jest tym najgorszym.
Mi też się nie podoba ta nienawiść do otoczenia. Twoja.
I podobała mi się Twoja Motorola. Hiperzajebisty pomysł z tą klawiaturą.