Wielkanoc bez glutaminianu sodu

Autor: Maj , poniedziałek, 25 kwietnia 2011 14:35


W tym roku moim świętom towarzyszył mały skandal obyczajowy. Ja i siostra miałyśmy czelność nie stawić się na tradycyjne śniadanie u babci, która zamienia życie naszej matki w koszmar. Moje notowania na rynku matrymonialnym we wsi gwałtownie spadają. Najpierw zaszkodziłam sobie decyzją o pójściu do LO (porządna dziewczyna idzie na kasę do cukierni, a nie się uczy o jakimś seksie drzew, Jezus Maryja!), a teraz jeszcze brak poszanowania tradycji.. Będę musiała pogodzić się z faktem, że nikt mnie tu niestety nie zechce za żonę... Albo oddadzą mnie za 5 prosiaków, a to niska stawka. Kto wie, ten wie.

Za to miło było stawić się na śniadaniu u rodziny w Warszawie. Kocham moje małe kuzynostwo, zwłaszcza jeśli akurat śpią albo pykają na swoich małych laptopach w coś bez dźwięku. Kuzynka ma 6 lat, a kuzynek 4. Oczywiście są sensacją dla całej rodziny- bo zdolne dzieci i tak ryyyyyyysuuuuuująąąąąąą i tak pięknie panie w przedszkolu robią z nimi prace plastyczne i w ooogóle. Pierwszym komunikatem, który usłyszałam od Kuzyneczki było:
-A wiesz, że my będziemy mieli żurek w CHLEBIE??- na ostatnim słowie akcent dumno-sensacyjny-i-zobacz-jacy-jesteśmy-zajebiści.
-Zulek w chlebie!- zawtórował jej Kuzynek.
Miałam chęć przewrócić się ze śmiechu. Założę się, że Winiary znacząco zwiększyło w tym roku obroty piekarni. Już widzę te matki, które ustawiają się w kolejkach po małe, płaskie chlebki:
-Da pan taki chlebek, wie pan, do żurku.
-Krojony?
-Nie, nie. No taki, żeby można tam nalać żurku.
Zonk. Najlepsze jest w tym to, że Kuzyneczka ma apetyt sikorki, a "chleb na zulek" był prawie tak duży jak Kuzynek. Ale ok, nalaliśmy im tego żurku, żeby tylko szorował po dnie, chociaż ja swoim dzieciom nalałabym taką porcję jak na reklamie i kazała wpieprzać, jeśli im życie miłe. Zgodnie z moimi przewidywaniami, młode nie pochłonęły nawet połowy porcji.

Kury dziadka dziękują firmie Winiary za dobrą wyżerę w tym roku <3

3 Response to "Wielkanoc bez glutaminianu sodu"

inny niż wszyscy Says:

5 prosiaków to bardzo mało, a dzieci musiały być słodkie :). Zrobiłaś moje święta, bo czegoś tak zabawnego nie czytałem od Twojej poprzedniej notki :) Wesołej reszty roku!

Fiolka Says:

Zależy jakie prosiaki. Zawsze możesz gdzieś do krajów arabskich wyjechać i w myśl jeszcze większej rebelii oddać się bogatemu szejkowi w harem za wielbłądy. Takie wielbłądy to już coś. Sąsiadka za płotem na pewno nie ma wielbłąda. I można Xiędzu Proboszczowi do szopki co roku jednego wypożyczać (a jak się będzie komponował z naszym słowiańskim śniegiem i góralami spod samiuśkich Tater w rolach pastuszków to już problem Xiędza Proboszcza).

Co się zaś tyczy podatności na reklamy u małych homo sapiens sapiens: sama dziecięciem będąc, wożąc się jeszcze w wózku spacerowym z Mum po targu potrafiłam się drzeć niemiłosiernie: "MAMA, MAMA, STAŃ NA GŁOWIE, KUP WUCE KACKE!".
A Mum zatykała mnie wtedy "Kukuruku". Taki wafelek był. Z naklejkami.
Soł.

Fiolka
(ta z improwizacja-mniejsza.ownlog.com, jakoś tak się dzieje na blogspocie, że nie u każdego mogę se wpisać w podpis, co chcę, tylko czasami muszę występować pod adresem bloga na którym wymądrzam się muzycznie)

Karolina Says:

hahaha, dzięki za poprawę humoru opowieścią o skandalu obyczajowym i spadających notowaniach matrymonialnych! ;))

Prześlij komentarz