Piotra jest już na fejsbuku!
-
No jest, tak wyszło. Prowadzić będzie tam pamiętnik, ale póki co chyba
pozamieszcza stare wpisy. Może nawet wszystkie, jeden dziennie. Co Wy na
to? Chcecie...
Zupa z kukurydzy, ziemniaków i jabłek
-
Jeszcze wczoraj były upały, a ja zamykałam w domu okna przed żarem. Dziś
przez te same okna nad ranem wpada chłód, a ja budzę się z chrypką.
Wielkimi kr...
Boję się. Cholernie się boję. Od jutra cyfra miesięcy w kalendarzu z 2 zmieni się na 3. Niedługo maj. Nie śmiejcie się, bo kurwa maj się zbliża. Kiedyś was też dopadnie matura i będziecie czuli ten przeklęty maj już w listopadzie.
Czuję się lekko nierealnie ucząc się cały dzień. Od kilku tygodni. Dzień i noc. Mało jedząc, pijąc kawę. Danowski jest obecnie moim najlepszym przyjacielem.
Nie wiem dlaczego kot uporczywie gryzie moje notatki i próbuje zjadać podręczniki. Może bawi go moje przerażenie. Znajduję się w chorym, obcym świecie pełnym pojęć, które już gdzieś kiedyś słyszałam, ale nie potrafiłam zapamiętać. Pojęć, które łamią mi język i obijają się w głowie przez sen. Rano budzę się z kolejnym cyklem w głowie. Czas odmierzam ilością stron. Regułą w tym świecie jest proszenie studentów o skany, znajomych o książki, a korepetytorów o zadania. Proszę, przyślij mi kolejny plik zadań z fizyki, będę miała co robić nocą.
I wszystko byłoby w porządku, gdybym się tylko tak cholernie nie bała.
Na zakończenie urocze okazy bruzdnicy, należącej do gromady tobołków. Wykazują zdolność do bioluminescencji i po licznych godzinach nauki biologii, zaczynają mnie nawet odrobinę fascynować. Chociaż to nie jest faza tak silna jak "Hubiak, a nie huba!" Eli. Odczuwam głębokie zrozumienie dla projektu Dies irae aaaaargh.
Czasem zastanawiam się nad tym, które przyjaźnie wciąż trwają, a które się skończyły. Niektóre urwały się gwałtownie, inne samoistnie, bardzo dawno temu. I myślę, że jestem trochę ciekawa tych ludzi. Ciekawa ich reakcji na mnie.
Wszyscy oni na pewno się zmienili, fizycznie i psychicznie. Zapewne większość jest poza moim zasięgiem, a spotkanie ze mną potraktowaliby jako moją fanaberię. Cóż, zawsze byłam dziwna. Przechowuję w pamięci obrazy bliskich mi kiedyś osób. Żaden z tych obrazów nie odzwierciedla złych cech. To wyidealizowane duchy przeszłości. Chłopak o chropowatym głosie i pięknych dłoniach, narzekający na swoje fotochromatyczne okulary. Chuda blondynka, u której na pierwszych wagarach oglądałyśmy mistrzostwa łyżwiarstwa figurowego. Brunet w spodenkach do kolan (lol), z którym miło paliło się sziszę. Co więcej mogę o nich powiedzieć? Niewiele. Wszystko się skończyło. Nawet jakiekolwiek próby reanimacji nie mają większego sensu.
Tęsknię do tych dni, które były takie beznadziejne, a z perspektywy czasu- świetne. I momentami rzeczywiście było niesamowicie. Dziwne, że nie myślę o tym, co nadal mam. Tęsknię dziś za tymi, których nie ma, choć nasze rozstanie było naturalne.
Pora na drugi post z serii "Wołomin uczy gotować". Kiedy już przejadł nam się kurczak najmniej a la KFC, przepisu na hamburgera jeszcze nie znamy, a instrukcja przygotowywania pity ma za małe literki, czas spróbować tortilli.
Ten placek jest cudowny. Przygotowanie go nie wymaga ani czasu ani żadnych zdolności. Ja jem go w trzech wersjach- z sałatką nicejską, z kawałkami kurczaka w glazurze i z wędzonym łososiem. Moja siostra je tortillę tylko w jednej wersji, czyli wpierdalam-w-placek-wszystko-co-znajdę.
Uwaga: nie polecam tortilli jako dania na walentynkową kolację.. Chyba, że jecie ją sami.*
Rybowędzona tortilla
gotowy placek tortilla
płat wędzonego łososia dobrego chowu, z płatkami złota
ulubiony serek topiony
liść sałaty lodowej
świeży tymianek
1. Placek kładziemy na ciepłej, suchej patelni. Podgrzewamy z obu stron na małym ogniu, uważając, żeby nie przesadzić. Zbyt mocno podgrzana tortilla jest sucha i się łamie. Czasem, na wszelki wypadek, przed położeniem tortilli na patelni, smaruję ją z obu stron odrobiną wody.
2. Ciepłą tortillę smarujemy dość grubą warstwą serka topionego.
3. Na serze układamy kolejno: porwaną sałatę, kawałki wędzonego łososia i posypujemy tymiankiem.
4. Zwijamy tortillę według instrukcji na opakowaniu. Ja zawsze zaginam do środka dwa przeciwne krańce tortilli, a potem zwijam ją zaczynając od niezagiętego końca. Mojej siostrze nigdy się nie udaje. Ha ha.
Efekt jest niewyględny tylko na zdjęciu. Łosoś się do Was uśmiecha.
Przyglądam się stanowi polskiej edukacji. Słucham o zmianach, jakie pewna profesor matematyki proponuje zarówno w szkolnictwie wyższym jak i w strukturze nauczania ponadgimnazjalnego. Zaczynam wątpić w dobrą wolę rządu, kiedy dowiaduję się, że posłowie entuzjastycznie przyjmują reformę szkolnictwa w zaproponowanej im postaci.
Myślę, że miałam duże szczęście, że nie zostałam tak bardzo dotknięta ogromem głupoty, która stanie się udziałem ludzi urodzonych 4 lata po mnie. W tym mojej rodzonej siostry.
Ja rozumiem, że kiedyś materiał był znacznie bardziej rozległy, że uczę się tylko jego ułamka. Rozumiem. Jednak wydaje mi się, że pewne rzeczy opanowałam, nie traciłam czasu tak dramatycznie ani w podstawówce ani w gimnazjum, mimo, że nie było jakiejś superintensywnej pracy.
Moje pytanie brzmi: czego obecnie uczą się dzieci przez te 9 lat podstawówki i gimnazjum? W tym roku do mojego liceum trafił pierwszy rocznik uczniów, którzy nie wiedzieli czym jest nierówność- nie, nie tylko nierówność kwadratowa. Nie wiedzieli, co to jest "ten znaczek". Moja mama jest nauczycielką w klasach 1-3. Kiedyś jej szkoła miała duże kłopoty na tle innych szkół, ponieważ, nie wnikając w szczegóły, pewna prosta kobieta zaczęła wysyłać donosy do kuratorium, ministra sprawiedliwości i prezydenta RP. Panie z kuratorium dość entuzjastycznie odniosły się do opinii oburzonego rodzica (nauczyciele starali się spacyfikować chłopaka, który bił, pluł, krzyczał i skakał po innych uczniach i nauczycielach.. A to już dyskryminowanie dziecka z ADHD.) i rozpropagowały pogląd, iż szkoła w miejscowości X, uczy LITEREK. Przez sześć lat, oho-ho-ho-ho.
Co się dzieje teraz? Nie z winy szkoły, a z powodu zmian w programie, moja mama ma obowiązek do końca drugiej klasy szkoły podstawowej nauczyć swoje dzieci dodawać płynnie dwójki (2-4-6-8-10...) i mnożyć w zakresie 25 bez konieczności pamięciowej znajomości nawet takiego ułamka tabliczki mnożenia.
Jak dziś pamiętam jesienne dni drugiej klasy, kiedy rodzice mnie przepytywali.
-9x6?
-yyyy...
-zrób to na rękach
-...54?
-7x7
-49
Tata zawsze pytał o 7x7. Za nauczenie się mnożenia w zakresie 100 miałam obiecaną wizytę w makdonaldzie.
W tym roku, z tego co wiem, do szkoły poszły sześciolatki. W kolejnych latach będziemy obserwowali znaczne pogorszenie poziomu na każdym etapie kształcenia. Nie rozpisuję się już szerzej o reformach w gimnazjum, które wyrzucają z programu chociażby funkcję liniową czy twierdzenie Talesa. Czekam kiedy znikną procenty, kibicuję pani, pani Hall. A przedmiot "przyroda" w liceum, jest już szczytem. Zniesmaczona mina opowiadającego o tym fizyka mówiła mi wszystko, co nauczyciel mógłby powiedzieć na ten temat.
Nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, ale widząc to co się dzieje, zastanawiam się, czy nie chodzi przypadkiem o...
P: Kadaweryna i putrescyna wchodzą w skład jadu trupiego. Jest to toksyna- gaz lub ciecz, zależnie od temperatury otoczenia. Oprócz trupów, substancja ta znajduje się w.. nasieniu ssaków. ......chwila konsternacji...... H: Panie profesorze, czy to oznacza, że sperma jest niezdrowa? P: Eeee... nie wiem na jakiej zasadzie i czy w ogóle przenika przez błony śluzowe.. yyyyyyeeeeee...yyyy... M: Lepiej zostań przy witaminie C.
Świat wstrzymał oddech. Spermoterapia okazała się nieskuteczna. Eat this, bitches!