Niech będzie pochwalony!
Na imię mi Romualda i urodziłam się w 48 roku. Już po wojnie, ja młoda jeszcze jestem, nie to co Marylka spod czwórki. Ale ja pamiętam komunę, pamiętam, jak to było. Nie było niczego, a to białe z bananów wyjadaliśmy łyżeczką. Jak były banany, a je to tatuś z NRD przywoził. Wszystkie koleżanki mie zazdrościły bananów na święta. Kiedyś to były święta, nie to co teraz. Sianko, biały obrus, dodatkowe nakrycie, karp po żydowsku i kompot z suszu. Nie takie kateringi co teraz. I banany tatuś z NRD przywoził, ale takich bananów to już teraz nie ma wcale.
U mie w Katowicach to spokojnie jest. Takie wspaniałe, pobożne miasto. Po osiedlach wszystko się znają, nie ma jakichś przybłędów, co to by się szlajały nocą po parkingach, o nie. I młodzież mamy piękną i dobrą. Zawsze ustąpią miejsca w tramwaju. I wszyscy wierzą w Pana Boga i chodzą do kościoła i praktykują. Nie to co w tych metropoliach, siedliskach zepsucia i grzechu.
Raz już byłam w Warszawie i w czerwcu znowuż jadę. Ksiądz proboszcz już załatwia nam autokar. Koleżanki się mie pytają "Romcia, no co ty? Po co Ty na to euro do tej stolicy jedziesz? Zadepczą cię!". A ja im na to: "A GÓWNO! To my ich zadepczem!". Jedziemy pokazać panu premierowi, że myśmy nie tak się umawiali. Wszędzie złodzieje i szubrawcy, a ta Warszawa najgorsza. Brzydkie to takie, te blokowiska, te budynki postalinowkie posklejane do jakichś bohomazów ze szkła całych... Zaszczane wszędzie, brudno, wszędzie pedały i murzyny. I tak mało obrączek widuję na palcach tych ludzi. Ja wam mówię, że oni wszyscy żyją w grzechu i spłoną w ogniu piekielnym.
Gdyby ojczulek Tadeusz nie wzywał, to ja bym tam nie jechała do takiego prostytuckiego miasta, w życiu. Zostałabym sobie u siebie w Katowicach, ja Katowiczanka od pokoleń. Najpierw byłam z Rodziną Radia Maryja protestować przeciwko temu czemuś z telewizją Trwam. Nie wiem o co dokładnie chodziło, ale ksiądz powiedział, że chcą nam zabrać telewizję Trwam. Jedyną stację, co nie kłamie. No to pojechali my. Była piękna msza, a myśmy krzyczeli, o jak krzyczeli, że nie oddamy. A potem poszliśmy do premiera i tam pan prezes Kaczyński wygłosił piękne przemówienie.
Jedziemy protestować znowu, bo na euro przyjadą ludzie zza granicy. Świat musi zobaczyć, że się źle w Polsce dzieje. Że chrześcijańskie wartości nasz rząd depcze. Wyjdziemy na warszawskie ulice. Nie oddamy telewizji Trwam, a świat nas poprze.
I wnukom będzie co opowiadać. Babcia zobaczy stadion i kibiców i o stolicy opowie.
Szanowna Redakcjo, drogie koleżanki.
Właściwie nie mogę zacząć tego listu inaczej niż od stwierdzenia, że jestem feministką. Wychowywałam się czytając felietony Kazimiery Szczuki w "Wysokich obcasach". Równolegle z "W pustyni i w puszczy". Trudno, bym szybko nie uświadomiła sobie oczywistych przejawów dyskryminacji, które mnie otaczały. Było to odkrycie bolesne zwłaszcza dla małej dziewczynki wychowywanej w tradycyjnej, konserwatywnej rodzinie.
Były momenty, kiedy krzykiem i agresją stałabym murem za feministkami. Jednak dziś wszystkie organizacje powoli, sukcesywnie usuwam z mojego profilu na facebooku. Została już tylko Fundacja Feminoteka i wciąż biję się z myślami, czy warto pozostać w gronie jej fanów. Dlaczego?
Dlatego, że zdecydowana większość serwisów profeministycznych już dawno przestała podawać rzetelne informacje. Czytając postowane artykuły czuję się jakbym przerzuciła się z "Gazety Wyborczej" na "Fakt". Zamiast podawać sensowne, sprawdzone dane jestem bombardowana artykułami pokroju "molestowanie seksualne" czy "statystyki nielegalnych aborcji". Te dane są NIESPRAWDZALNE. Czekam na historię jakiejś kobiety, którą dyskryminował kredens, bo przecież kredens jest rodzaju męskiego, a kobieta w Polsce to mniej niż mebel. No i Fundacja zbliży się bardziej do Faktu, do czego przecież dąży.
Ale to, co mnie boli najbardziej to rażąca dyskryminacja w gronie feministek. Szczute wściekłymi hasłami i bzdurnymi argumentami są wszystkie kobiety, które nie zgadzają się z którąś z tez prezentowanych przez Fundację. A najbardziej zacięte ataki dotyczą mężczyzn znajdujących się
w gronie fanów Fundacji (lol). Jeśli jakiś pan raczy nie zgodzić się z jakimś chwytnym, bzdurnym hasełkiem (najczęściej obraźliwym w stosunku do płci męskiej), rzuca się na niego tłum wściekłych kobiet, wraz z założycielkami (bo po zachowaniu wnoszę, że są kobietami?) facebookowego profilu. W rezultacie dostajemy kompromitujące, ziejące jadem, sygnowane przez nazwę organizacji pozarządowej komentarze na publicznym profilu. Jawnie nienawidzące osób o innym zdaniu, i - śmiem zaryzykować to stwierdzenie- mężczyzn. To tak jakby Amnesty International na stronie głównej napisało "ŚMIERĆ KOMUCHOM Z KUBY, WYP*****Ć Z PAŃSTWA ŚRODKA! UWOLNIĆ UCIŚNIONYCH" i sygnowało to podpisem Mateusza Hładki. Jest słuszny cel, są emocje. Ale trochę obciach, nie?
Dziś facebookowa strona Fundacji feminoteki treścią nie różni się niczym od strony głównej portalu Fronda.pl. Analogią jest choćby piętnowanie mężczyzn o innym zdaniu niż pożądane i heroizacja mężczyzn zgadzających się w 100% z postulatami Fundacji oraz gnojenie kobiet, które poddały się aborcji i robienie bohaterki narodowej z Agaty Mróz na forum Frondy.
Redakcjo, z całego serca popieram postulaty feministek. Nie rozumiem tylko czemu ma służyć ich zachowanie. Czyżby zniechęceniu osób mogących je potencjalnie poprzeć? Będę dziwnie się czuła, kiedy ostatniej organizacji, którą jeszcze odrobinę poważam, będę musiała kliknąć "Nie lubię tego".
Bóg Cię kocha.
Chrystus wybacza Ci błędy. Nie ma takiego grzechu z jakiego by Cię nie wyciągnął. Pan otacza swą ciepłą łaską wszystkie zbłąkane owieczki i zaprasza na powrót do swojej owczarni. Jest dobrym i miłosiernym pasterzem.
Zawsze myślałam, że połączenia takie jak "Wszystkiego najlepszego z okazji zmartwychwstania Pańskiego!" i "Wypierdalać z Polski lewaki, komuchy!" nie mają racji bytu. Jednakowoż osoby sygnujące się znakiem krzyża i głoszące Ewangelię coraz częściej mają równie wiele wspólnego ze słowami takimi jak "pedał", "komuch", "hołota", "lewaki" co ze słowami " "Kościół", "Wspólnota", "Miłość", "Wybaczenie".
Jako owieczka pasąca się z daleka od wiernego stada czuję się nieco lepiej, bo przynajmniej nikt nie wymaga ode mnie uwłaczania komukolwiek z racji mojej przynależności religijnej.
I wcale nie zgadzam się z opinią, że hasło "Bóg, honor, ojczyzna" zastąpiłam lewackim "Nic, nic i... nic".
Kwiaty mi się zepsuły.
Stoją na stole, w wysokiej, szklanej karafce na wodę. Kupiłam je od pani handlarki, która mnie oszukała. Często daję się oszukiwać. Widocznie to cecha charakterystyczna ludzi, którzy nie dają sobie rady w życiu.
Kwiaty były żółte, a teraz są przybrudzone brązem, schną. Ciemne plamy ciągną się przez całą długość ich łodyg.
Nie lubię kwiatów w doniczkach, lubię tylko cięte. Te były ładne.
Widok ich śmierci jest przygnębiający.