Sen
Autor: Maj , poniedziałek, 24 stycznia 2011 23:24
Mam dziwne sny, z których Freud byłby dumny. Niezależnie od tego, co akurat śnię, są tam emocje. Bardzo różne, często skrajne, ale to one sprawiają, że jest inaczej niż w życiu.
Chłopak, który śmieje się i mnie całuje. Dziewczyna, która krzyczy ze złości, a ja budzę się zlana potem. Inna, która płacze, jest bezradna. We śnie interakcje są nie tylko psychodeliczne, są również o wiele zdrowsze, niż w rzeczywistości. Uważam, że powinniśmy krzyczeć, kiedy coś nas boli. Powinniśmy śmiać się lub płakać, kiedy jesteśmy szczęśliwi. Często kwitujemy wszystko milczeniem albo chowamy emocje w sobie. Moim małym marzeniem jest pójść kiedyś na pole, stanąć sama w trawie po kolana i krzyczeć. Wrzeszczeć do zdarcia gardła. Ciągle nie mam odwagi.
Tym razem śnię o czymś, co nie będzie należało do mnie. Śnię o miłości spełnionej, romantycznej i leczącej. O Zaklinaczu. Byłoby tak pięknie.
Niestety, nie jestem wróżką i nie mam na to wpływu. Nie żyjemy w nocnym świecie, a w miejscu, w którym wstydzę się wyjść na pole, by się wykrzyczeć.
Ja rzucam jabłkami w ścianę pokoju, a potem wstydzę się, że nie robię tego ciszej. Nie znoszę tego. Masz rację, powinniśmy krzyczeć i płakać kiedy chcemy, ale to nigdy nie nastąpi, bo wszyscy na ciebie patrzą z zaciekawieniem, kiedy nie potrafisz utrzymać przy sobie swoich emocji. I pytają, kiedy nie chcę rozmawiać, nawet nie wiem co gorsze. Umrzemy wykrzywieni żalem, razem z zawartością jelit wypłynie z nas złość i irytacja.